Łódzki Orzeł od długiego czasu próbuje wznieść się na wyżyny polskiej ligi żużlowej, ale nie jest w stanie osiągnąć odpowiedniego pułapu, pozwalającego poznać nieznane dotąd rewiry. Wydaje się, że mówimy o klubie z ogromnym potencjałem, który, nie wiedzieć czemu, zmaga się z brakiem sukcesu i częściej stroszy piórka, niż stawia przełomowy krok naprzód. Kibice od długiego czasu zastanawiają się, co konkretnie jest nie tak. Najbardziej może martwić, że pomimo wielkich aspiracji, Orzeł w ostatnich miesiącach zaczął spadać w ligowej hierarchii, zamiast wzbijać się do lotu po PGE Ekstraligę.

Obecny klub żużlowy w Łodzi startuje w lidze od 2006 roku. W sezonie 2010 łodzianie wywalczyli awans do pierwszej ligi i od pewnego czasu usilnie starają się przebić do elity, ale za każdym razem coś staje im na przeszkodzie, mimo wcześniejszych zapowiedzi walki o najwyższe cele. Na przestrzeni dotychczasowych dziewięciu sezonów spędzonych na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej, Orzeł tylko trzy razy zameldował się w czołowej czwórce, co w pełni obrazuje skalę jego niepowodzeń.

Zespołowi dwukrotnie udało się wjechać do wielkiego finału i za każdym razem wydawało się, że wreszcie zdoła wykorzystać swoją szansę, ale ostatecznie przegrywał dwumecz decydujący o awansie, a baraży wtedy nie rozgrywano. Warto podkreślić, że łodzianie nigdy nie zamierzali wchodzić do elity tylnymi drzwiami, korzystając z problemów rywali, dlatego w dalszym ciągu czekają na sezon, w którym będą mogli załatwić kwestię awansu własnymi rękami.

Wydawało się, że motorem napędowym dla łódzkiego żużla będzie nowoczesny i wybudowany od podstaw stadion, ale od czasu jego powstania zespół nie potrafi się odnaleźć. W momencie, kiedy nic już nie miało powstrzymać łodzian przed awansem do elity, ostatnie dwa sezony niespodziewanie przyniosły wyniki poniżej wszelkich oczekiwań. Najpierw drużyna nie była w stanie awansować do play-off, a przed rokiem musiała bronić się w barażach przed spadkiem do drugiej ligi. Takiego zwrotu akcji chyba nikt się nie spodziewał.

Co poszło nie tak? – Przeważnie brakowało nam kilku dodatkowych punktów któregoś z seniorów lub juniorów. Wiele spotkań przegraliśmy naprawdę niewielką różnicą punktową. Odnoszę wrażenie, że we wcześniejszych latach bywało podobnie – tłumaczy Tobiasz Musielak, który w poprzednim sezonie jeździł w Orle Łódź, a teraz jest zawodnikiem eWinner Apatora Toruń.

Szukając przyczyn niepowodzeń łodzian, na pewno trzeba wskazać również na kontuzje, zdarzenia losowe oraz częste żonglowanie składem. W ostatnich latach nie brakowało także żużlowców, którzy w Orle rozwijali swoje skrzydła i mieli stanowić o sile drużyny w kolejnych sezonach, ale skuszeni perspektywą jazdy z najlepszymi zawodnikami na świecie odchodzili do PGE Ekstraligi, której nie mogli doświadczyć w Łodzi. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Wystarczy wspomnieć chociażby Jasona Doyle’a czy Petera Kildemanda. 

Czy zdaniem Tobiasza Musielaka w Łodzi jest zapotrzebowanie na dobrej jakości żużel? – Żużlowy klimat dopiero zaczyna się tam kształtować, ale wydaje mi się, że ludzie czują coraz większy głód tego sportu. Nowy stadion powstał, żeby zapewnić kibicom oglądanie żużla na najwyższym poziomie. Być może w Łodzi nie ma tak bogatych tradycji, jak w kilku innych ośrodkach, ale wszyscy starają się sprawić, żeby żużel stał się bardziej rozpoznawalny. Mam nadzieję, że Orzeł w dalszym ciągu będzie próbował awansować do ekstraligi, ponieważ to leży w naszym interesie, żeby w Polsce było jak najwięcej dobrze prosperujących klubów – ocenia nasz rozmówca.

Dla wielu kibiców znakiem rozpoznawczym łódzkiego Orła jest Witold Skrzydlewski, czyli właściciel klubu, główny sponsor, a do niedawna także prezes. To niezwykle wyrazista postać, dzięki której żużel w stolicy województwa łódzkiego w ogóle istnieje i posiada perspektywy rozwoju. Witold Skrzydlewski zabezpiecza przyszłość łódzkiego klubu, ale musi być wytrwały, ponieważ pod względem formalno-organizacyjnym wielokrotnie zderza się ze ścianą i miewa poczucie, że opiekuje się niechcianym przez niektórych dzieckiem.

Pod względem sportowym drużyna też go nie rozpieszcza. W postawie Witolda Skrzydlewskiego często można dostrzec zniechęcenie. Mężczyzna słynie z dosadnych wypowiedzi, w których nie boi się skrytykować swoich zawodników, czy straszyć wycofaniem się z żużlowego świata. Wielokrotnie potrafi jednak wyciągnąć pomocną dłoń do żużlowców znajdujących się w potrzebie, ale jeżeli ktoś zalezie mu za skórę, to będzie musiał liczyć się z przykrymi konsekwencjami.

Jakie zdanie na temat Witolda Skrzydlewskiego ma Tobiasz Musielak, który przed rokiem jeździł w jego klubie? – Paradoksalnie nie mieliśmy zbyt wielu okazji do rozmów, dlatego nie poznaliśmy się zbyt dobrze. Wolę wstrzymać się od głosu i nie prezentować swojej opinii, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę karę, którą klub z Łodzi nałożył na mnie za pośrednictwem pana Skrzydlewskiego – mówi zawodnik.

W tym roku łodzianie podchodzą do rozgrywek znacznie bardziej asekuracyjnie niż dotychczas i nie mówią głośno o chęci awansu do elity. Teraz ma się liczyć przede wszystkim przyciągnięcie jak największej liczby kibiców na trybuny. Rodzi się pytanie, czy to tylko zasłona dymna, czy nagła zmiana planów i realna ocena własnego potencjału. W najbliższym czasie przekonamy się, czy po wielu chudych miesiącach nastąpi jakiś przełom, czy drużyna z Łodzi kolejny rok z rzędu nie będzie w stanie przebić się do czołówki.

Jednego możemy być jednak pewni. Już niebawem łodzianie przyjadą do Torunia i na pewno będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony w pojedynku z faworyzowanym eWinner Apatorem Toruń. Tegoroczna kadra Orła ponownie jest bardzo rozbudowana, dlatego trener Adam Skórnicki ma szerokie pole manewru przy ustalaniu składu. Czy była drużyna Tobiasza Musielaka, która na razie wysoko pokonała u siebie Lokomotiv Daugavpils, a następnie minimalnie przegrała na wyjeździe z Abramczyk Polonią Bydgoszcz, może okazać się wymagającym przeciwnikiem dla „Aniołów”?

– Szanuję każdego rywala i uważam, że zawsze trzeba spodziewać się trudnej przeprawy. Wszystkie zespoły mają w swoich kadrach zawodników, którzy prezentują wysoki poziom i posiadają ekstraligowe doświadczenie. Nie można dopuścić do tego, żeby koncentracja spadła. Zawsze trzeba utrzymywać ją na wysokim poziomie. Wtedy łatwiej będzie wszystko kontrolować. Wierzę w umiejętności naszego zespołu, ale tylko odpowiednie podejście może sprawić, że będziemy w stanie osiągnąć wszystko, co sobie założyliśmy – zdradza „Tofeek”.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że w ostatnich latach drużyna z Łodzi przypominała pierwszoligową kopię drużyny z Torunia. Stabilna sytuacja finansowa, solidne wzmocnienia w okresie transferowym, silny skład na papierze, wysokie ambicje, nowoczesna infrastruktura, a finalnie nie dająca się pokonać presja, niemoc na torze i potężne rozczarowanie na koniec rozgrywek. To jednak nie wszystko. Można zauważyć również, że w poprzednich dwóch sezonach łodzianie, podobnie jak torunianie, zamierzali sportowo wzrastać, a tak naprawdę coraz bardziej więdli.

Powszechnie wiadomo, że sport żużlowy rządzi się swoimi prawami i czasami pisze nieprawdopodobne scenariusze, ale zawsze trudno pogodzić się z sytuacją, kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi skazują cię na sukces, a w rzeczywistości brakuje odpowiednich rezultatów. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, żeby Orzeł Łódź zrezygnował z walki o PGE Ekstraligę, nawet jeżeli będzie musiał poczekać na nią trochę dłużej niż pierwotnie zakładano…

Karol Śliwiński