eWinner Apator Toruń rozpoczął występy na zapleczu PGE Ekstraligi od wyraźnego domowego zwycięstwa z Car Gwarant Kapi Meble Budex Startem Gniezno 55:35. Goście momentami próbowali stawiać twarde warunki, ale w rzeczywistości brakowało im armat, żeby poważnie zagrozić pozycji gospodarzy. Torunianie wykonali założony wcześniej plan i osiągnęli wynik, którego od nich oczekiwano. Wejście w sezon należy uznać za udane, ale prawdziwa weryfikacja potencjału „Aniołów” nastąpi dopiero podczas meczów wyjazdowych.

Pojedynek toruńsko-gnieźnieński od samego początku był przedstawiany jako hit premierowej kolejki eWinner 1. Ligi Żużlowej. Naprzeciw siebie stanęły drużyny, które w tym roku mierzą bardzo wysoko. Torunianie uchodzą za faworyta pierwszoligowych rozgrywek i liczą na błyskawiczny awans do elity, a gnieźnianie mają okazać się dla nich jednym z najgroźniejszych rywali i walczyć o miejsce w czołowej dwójce. Taka rywalizacja na inaugurację sezonu musiała elektryzować środowisko. Wszyscy chcieli przekonać się na co w rzeczywistości będzie stać ten piekielnie silny na papierze Apator i zobaczyć, jak wiele do powiedzenia w starciu z takim zespołem będą mieli przeciwnicy. Pierwszy mecz sezonu czasami przynosi niespodziewane rozstrzygnięcia, więc można było liczyć na interesujące spotkanie.

Czerwono-czarni przed meczem zapowiadali, że chcieliby pokazać się z jak najlepszej strony na tle faworyta i wracać do domu z podniesioną głową. Goście marzyli o wyniku oscylującym w granicach remisu i utarciu nosa „Aniołom”. Gospodarze nie zamierzali przejmować się wypowiedziami rywali i koncentrowali się na swoim zadaniu. Sympatycy toruńskiej drużyny liczyli, że Apator nie będzie miał żadnego problemu z pokonaniem przeciwnika i od razu pokaże drzemiący w nim potencjał. Prawda jest taka, że torunianie potrzebowali przekonującego zwycięstwa na dzień dobry, żeby zapewnić sobie spokój przed kolejnym spotkaniem i nie wzbudzać żadnych wątpliwości odnośnie swojej siły rażenia.

– Przed meczem towarzyszyły nam duże emocje. To był nasz pierwszy występ przed własną publicznością w pierwszej lidze. Wszyscy wiemy jakie zadanie mamy do wykonania, dlatego chcemy się z tego jak najlepiej wywiązać. Było trochę stresu i nerwów, ale potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Na co dzień mamy bardzo dobry kontakt. Widzimy się praktycznie codziennie. W środę przed meczem odjechaliśmy trening, a czwartek przeznaczyliśmy na odpoczynek. Trochę sobie pogadaliśmy i się pośmialiśmy. Czas mijał nam naprawdę bardzo szybko. Na pewno udało się nam stworzyć taką atmosferę, jaka powinna być w normalnej drużynie – wspomina Tomasz Bajerski, trener eWinner Apatora Toruń.

Nieważne jak zaczynasz…

W początkowej fazie meczu torunianie mogli odczuwać delikatny niepokój, ponieważ gnieźnianie pokazywali się z całkiem niezłej strony i zaliczyli udane wejście w spotkanie. Gospodarze zdołali co prawda odnieść podwójne zwycięstwa w biegach numer dwa i trzy, ale goście odpowiedzieli triumfami w stosunku 4:2 w gonitwach pierwszej i czwartej. Po pięciu wyścigach zanosiło się na wyrównane spotkanie, ponieważ Apator miał tylko cztery punkty przewagi nad Startem. Niektórzy pewnie zaczęli przewidywać, że torunianie mogą mieć problem z wypracowaniem zadowalającego wyniku i potwierdzeniem swojej siły na tle wymagającego rywala.

– Pierwszy bieg delikatnie nam nie wyszedł. Najbardziej stresowałem się, że Wiktor Kułakow będzie musiał trochę poczekać na swoje pierwsze punkty. Po tych początkowych gonitwach brałem pod uwagę, że goście mogą się jeszcze lepiej przełożyć i dopasować. Zastanawiałem się, jak trudne warunki będą w stanie stworzyć nam w kolejnych wyścigach. Po kilku wstępnych obserwacjach porozmawiałem przez chwilę z każdym zawodnikiem na temat jego odczuć, aktualnej sytuacji i koniecznych modyfikacji. Na szczęście wszystko udało się nam opanować. Przy okazji drugiej serii startów zobaczyłem, że moi zawodnicy czują się coraz pewniej i wyglądają znacznie lepiej niż rywale. To zapewniło nam dużo większy spokój. Po siódmym biegu wiedziałem, że idziemy w dobrym kierunku i wszystko jest w porządku – opowiada „Bajer”.

W dalszej części spotkania torunianie rzeczywiście zaczęli coraz wyraźniej dochodzić do głosu i spychać swojego rywala do narożnika. Podwójne zwycięstwa w biegach numer sześć i siedem pozwoliły odskoczyć od gnieźnian na dystans dwunastu punktów, a następnie kontrolować wynik i stopniowo powiększać przewagę. W obozie czerwono-czarnych kroku torunianom był w stanie dotrzymywać tak naprawdę tylko Oliver Berntzon, zdobywca 12 punktów z bonusem. Pozostali zawodnicy Startu, zwłaszcza Frederik Jakobsen, Adrian Gała czy Oskar Fajfer, potrafili pozytywnie zaskoczyć jedynie w pojedynczych biegach, co okazało się niewystarczające, żeby stawić opór rozpędzającemu się Apatorowi.

W takiej sytuacji szybko stało się jasne, że nic już nie powstrzyma gospodarzy przed odniesieniem pewnego triumfu. Kibice zgromadzeni na Motoarenie na pewno mieli powody do radości. – Atmosfera była rewelacyjna. Klimat był naprawdę bardzo fajny, pomimo tego, że na trybunach mogło zasiąść znacznie mniej osób – ocenia Bajerski. – Chciałbym z całego serca podziękować wszystkim fanom, którzy pojawili się na stadionie i tak głośno nas wspierali – dodaje bez zastanowienia.

To nie było łatwe spotkanie…

Do pierwszego zwycięstwa na pierwszoligowym froncie torunian poprowadzili bracia Holderowie. Chris zapisał na swoim koncie 13 punktów, a Jack 11 z bonusem. Z bardzo dobrej strony pokazali się też Wiktor Kułakow (10+1) i Adrian Miedziński (9+3). Na wyróżnienie zasługuje również Igor Kopeć-Sobczyński, który najpierw z dużą przewagą wygrał bieg młodzieżowy, a następnie dowiózł podwójne zwycięstwo razem z Chrisem Holderem. Ostatni bieg co prawda mu nie wyszedł, ale sześć punktów i bonus przy jego nazwisku można postrzegać jako naprawdę niezły wynik. Wydaje się, że spore rezerwy skrywają się jeszcze w Tobiaszu Musielaku (4+2) i Kamilu Marcińcu (2+1), dlatego można spodziewać się, że toruńska drużyna będzie się skutecznie uzupełniać.

– Na pewno mogę być zadowolony z postawy całego zespołu. Chciałem wygrać to spotkanie bezpieczną różnicą punktową i mieć poczucie, że zawodnicy pojechali naprawdę dobry mecz. Myślę, że udało się zrealizować te założenia. Chciałbym jednak podkreślić, że z naszej perspektywy to nie było łatwe i przyjemne spotkanie, chociaż wynik wskazywałby na coś zupełnie innego. Momentami było naprawdę bardzo trudno, zwłaszcza na początku. Zawodnicy z Gniezna potrafili stawiać twarde warunki i notować dobre biegi – zdradza szkoleniowiec toruńskiego klubu.

Pomimo dobrego wyniku, trener Bajerski znajduje pewne elementy do poprawy. – Wiktor Kułakow powinien wprowadzić nieco więcej spokoju do swojej jazdy w trakcie zawodów i zachować chłodną głowę. To jest zawodnik, który czasami chyba trochę za bardzo chce, ale to wynika z jego ambicji. Delikatna zmiana podejścia powinna mu pomóc. Kamil Marciniec również był trochę za bardzo spięty na motocyklu, dlatego tak skromnie zapunktował. Było widać, że zbyt mocno się stresował. Ten stres zjadł go trochę bardziej niż pozostałych zawodników, więc musimy nad tym popracować. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że chcielibyśmy wprowadzić również pewne zmiany w sposobie przygotowania toru. Pamiętajmy, że to były dopiero pierwsze zawody. Mam nadzieję, że z każdym kolejnym meczem będzie coraz lepiej – słyszymy od sternika zespołu z Grodu Kopernika.

Wielbłąd Kuśmierza…

Należy zaznaczyć, że pierwszy mecz ligowy w tym sezonie zostanie zapamiętany w Toruniu na długo nie tylko ze względu na korzystny wynik i odzyskanie przez miejscowych kibiców radości z oglądania swojej ulubionej drużyny w akcji. W biegu dwunastym doszło do niezwykle kontrowersyjnej sytuacji, która odbiła się szerokim echem w całej żużlowej Polsce. Kamerzysta stojący w pobliżu maszyny startowej niechcący zahaczył o taśmę i spowodował, że z jednej strony nie poszła płynnie w górę. Z tego względu Tobiasz Musielak nie mógł poprawnie wystartować i zaczepił daszkiem swojego kasku o gumę. Wydawało się, że bieg zostanie przerwany i powtórzony, ale sędzia Artur Kuśmierz kompletnie nie przejął się faktem, że żużlowiec eWinner Apatora Toruń nie miał możliwości rywalizować na równych zasadach i pozwolił dojechać uczestnikom feralnej gonitwy do mety. Potem długo analizował powtórki, ale ostatecznie zaliczył wyniki i nie zarządził ponownego wyjazdu zawodników na tor.

– Jak postrzegam to zajście? Sędzia popełnił błąd i tyle. Powiem szczerze, że to był naprawdę konkretny błąd. Co ja mogę więcej powiedzieć? Teraz już tego nie zmienimy, choć dla nas to wszystko wydawało się jasne. Niech zajmą się tym odpowiednie osoby. My oczywiście dzwoniliśmy do sędziego, który początkowo nie wiedział o co chodzi. Poprosiliśmy o uważne obejrzenie powtórek, ale nic nie wskóraliśmy. Decyzja zapadła i musieliśmy to zaakceptować. Najlepsze jest to, że sędzia przyznał się do winy, ale nic z tym nie zrobił. Na dodatek wlepił naszemu zawodnikowi ostrzeżenie za utrudnianie startu. Zastanawiam się na jakiej podstawie? Tobiasz był oczywiście bardzo zdenerwowany, ponieważ sędzia zabrał mu punkty, a być może nawet start w biegu nominowanym – twierdzi Bajerski.

We wspomnianym biegu dwunastym goście odnieśli podwójne zwycięstwo i zmniejszyli prowadzenie „Aniołów” do szesnastu punktów. Sędzia poniekąd miał szczęście, że gospodarze zdołali wypracować wysoką przewagę, ponieważ w meczu na styku jego decyzja mogłaby wypaczyć wynik. Nie można jednak zapomnieć, że teoretycznie eWinner Apator Toruń mógłby odnieść jeszcze bardziej przekonujące zwycięstwo, więc sędzia nie pozostaje bez wpływu na rezultat końcowy. Wymowny pozostaje również fakt, że poza feralnym dwunastym biegiem, gnieźnianie nie byli w stanie wygrać drużynowo żadnej innej gonitwy od czasu rozpoczęcia drugiej serii startów, czyli od biegu piątego.

Można zakładać, że w rywalizacji na uczciwych zasadach Tobiasz Musielak nie pozwoliłby tak łatwo dowieźć rywalom pięciu punktów do mety. Okazuje się, że pod względem punktowym popularny „Tofeek” był najsłabszym seniorem w talii Tomasza Bajerskiego, ale zdaniem szkoleniowca toruńskiego klubu na razie nie ma powodów do obaw. – Tobiasz miał po prostu pecha w tych zawodach. Wszyscy widzieliśmy, że w poniedziałkowym turnieju na bydgoskim torze pojechał znacznie lepiej. Uważam, że gdyby mógł wystartować w tym dwunastym biegu, to spokojnie by sobie poradził i podreperował swój dorobek punktowy – słyszymy od „Bajera”.

Nadchodzi wielka weryfikacja…

Po pierwszym meczu torunianie na pewno mogą patrzeć w przyszłość z optymizmem i mieć poczucie dobrze wykonanego zadania. Na razie jednak warto nie wpadać w samozachwyt i powstrzymać się przed wyciąganiem zbyt wielu daleko idących wniosków. – Dopiero po kilku kolejkach będziemy wiedzieć, czy możemy podchodzić do kolejnych spotkań ze spokojem czy musimy nerwowo szukać szybkości i dobrej jazdy. Mam nadzieję, że wszystko ułoży się po naszej myśli. Na pewno nie zamierzam przedstawiać konkretnych ocen na podstawie jednego meczu u siebie lub na wyjeździe – tłumaczy Bajerski.

To dopiero początek długiej drogi do sukcesu. Od takiego zespołu jak eWinner Apator Toruń na pewno można oczekiwać przekonujących zwycięstw przed własną publicznością. Wynik meczu z Car Gwarant Kapi Meble Budex Startem Gniezno nie powinien nikogo dziwić ani być postrzegany w kategoriach wielkiej niespodzianki. Znacznie więcej o formie i możliwościach zespołu z Grodu Kopernika dowiemy się podczas meczów wyjazdowych. Wydaje się, że to właśnie one będą miały największy wpływ na pozycję w tabeli. Torunianie będą musieli udowodnić, że na terytorium rywali potrafią odnaleźć się tak samo dobrze jak na Motoarenie i walczyć o korzystne wyniki. Wszyscy sympatycy toruńskiego klubu zapewne pamiętają, że w ostatnich latach „Anioły” miewały problemy na torach rywali, ale teraz nie będzie można pozwolić sobie na zbyt wiele wpadek. Trzeba zdobywać jak najwięcej punktów, żeby osiągnąć i utrzymać pierwsze miejsce, a przy okazji zabezpieczyć się na wypadek braku fazy play-off.

Teraz torunianie mają przed sobą mecz wyjazdowy z Unią Tarnów, który na pewno mocno zweryfikuje ich potencjał i odpowie na wiele pytań. Tarnowianie mogą okazać się wymagającym przeciwnikiem, ponieważ w pierwszej kolejce, po niezwykle zaciętym spotkaniu, nieoczekiwanie pokonali w Gdańsku miejscowy Zdunek Wybrzeże 46:44. – Myślę, że można rozpatrywać to w kategoriach małej niespodzianki. Drużyna z Gdańska była stawiana raczej wysoko, a pojechała stosunkowo słabo. Podejrzewam, że sami tarnowianie nie mogli do końca uwierzyć, co tam się działo i czego dokonali – komentuje Bajerski.

Chyba nikt nie spodziewał się takiego rozstrzygnięcia, dlatego notowania „Jaskółek” od razu powędrowały w górę. Wydaje się, że zespół z województwa małopolskiego dysponuje nieco słabszym składem niż przed rokiem, a jednak w dalszym ciągu może pokazywać się z bardzo dobrej strony. Torunianie powinni uważać zwłaszcza na doświadczonego Petera Ljunga i młodziutkiego Mateusza Cierniaka, którzy notują bardzo dobre wejście w sezon i napędzają tarnowską drużynę. Czy Tomasz Bajerski spodziewa się znacznie trudniejszej przeprawy niż pierwotnie mogło się wydawać? – Nie rozpatruję tego w taki sposób. Dla mnie to jest po prostu kolejny mecz, który ma przybliżyć nas do sukcesu. Jedziemy tam, żeby wygrać, nieważne iloma punktami. Cały czas mamy jeden cel i tego będziemy się trzymać. Nie ma dla mnie znaczenia z jakim przeciwnikiem jedziemy i na jakim torze. Liczą się zwycięstwa i awans do ekstraligi – przekonuje szkoleniowiec eWinner Apatora Toruń.

Szukając światełka w tunelu…

W tym sezonie rozgrywanie spotkań wyjazdowych może być znacznie większym wyzwaniem niż zwykle. Pandemia spowodowała, że zawodnicy nie mieli sparingów w okresie przygotowawczym i musieli trenować jedynie na własnym stadionie. Niektórym może być trudniej odnaleźć się w zupełnie innych warunkach torowych, skoro wcześniej nie mieli żadnych testów. Torunianom powinno być jednak trochę łatwiej, ponieważ większość z nich zdążyła zaliczyć już trochę biegów o stawkę na obcych torach. Adrian Miedziński i bracia Holderowie od jakiegoś czasu startują na zasadzie gościa w PGE Ekstralidze, Wiktor Kułakow i Jack Holder jakiś czas temu pojechali w meczu towarzyskim Północ-Południe w Gdańsku, z kolei Chris Holder, Tobiasz Musielak i ponownie Wiktor Kułakow wystąpili w poniedziałkowych indywidualnych mistrzostwach pierwszej ligi w Bydgoszczy. Zdaniem Tomasza Bajerskiego to powinien być atut jego zespołu.

Co jeszcze może pomóc w osiągnięciu dobrego wyniku? – Niezaprzeczalnym atutem będzie Wiktor Kułakow, który przed rokiem startował w Unii Tarnów i zaliczył naprawdę świetny sezon. Być może jego podpowiedzi okażą się na tyle przydatne, że uda się uzyskać korzystny rezultat – mówi Sławomir Kryjom, ekspert telewizyjny i były menadżer toruńskiej drużyny. – Na pewno skorzystamy z informacji przekazywanych przez Wiktora. Będziemy go słuchać i posiłkować się jego wiedzą, żeby zrobić z niej jak największy użytek – zapewnia Bajerski. Trener toruńskiego klubu dostrzega jednak jeden poważny problem, z którym trzeba będzie zmierzyć się przy okazji meczu w Tarnowie. – Wygląda na to, że będziemy wracać do domu brudni i śmierdzący (śmiech), ale mam nadzieję, że wynik osłodzi nam podróż – zażartował szkoleniowiec, odnosząc się do zakazu kąpieli po meczach, wprowadzonego pod wpływem pandemii koronawirusa.

Na koniec warto wspomnieć, że w ostatnich dniach żyliśmy w delikatnej niepewności, ponieważ nie wiedzieliśmy czy spotkanie w Tarnowie w ogóle się odbędzie. W minionym tygodniu Adrian Miedziński brał udział w meczu PGG ROW-u Rybnik z Fogo Unią Leszno. We wtorek wieczorem okazało się, że w obsługę tego spotkania była zaangażowana osoba, u której wykryto koronawirusa. Wydawało się, że rozgrywki znowu mogą zostać sparaliżowane. Miedziński automatycznie znalazł się w grupie podwyższonego ryzyka i trafił na izolację, ale w piątek przeszedł badania razem z trenerem Bajerskim, które wykazały, że obaj są zdrowi. Dzięki temu nie trzeba było odwoływać spotkania, ponieważ stało się jasne, że nie ma zagrożenia przeniesienia potencjalnej choroby na inne osoby, z którymi panowie mieli kontakt. Czekamy zatem na ściganie i chyba znowu nie możemy doczekać się rozstrzygnięć.

Autor: Karol Śliwiński